Thursday 14 March 2013

Polska Przychodnia Manchester Zrozumieć człowieka z afazją?!

Andrzej Zaorski – aktor teatralny, telewizyjny i filmowy, artysta estradowy. W grudniu 2003 r przeszedł udar mózgu, w wyniku którego utracił mowę, a przez to możliwość powrotu do ukochanego zawodu. Czym jest dla aktora utrata mowy?
Nie ma gorszej rzeczy dla aktora niż popularność.
Gorszy jest tylko brak popularności.

Odczuwalny na co dzień przez niemożność bezpośredniego kontaktu z widzem. Jest to rozmowa z aktorem, który stał się człowiekiem z afazją. Czym dla człowieka jest odebranie przez chorobę możności wykonywania zawodu, aktywności społecznej,niemożność zwerbalizowania swoich myśli, pragnień czy odczuć? Jest czymś wiecej niż utratą sposobu porozumiewania się z otoczeniem, czymś więcej niż sposobem zarabiania, w przypadku zawodów artystycznych. Jest utratą własnej osobowości, której łącznikiem ze światem jest właśnie mowa.
Początek udaru

Litery w książce zaczynają wariować, rozsypują się przed moimi oczami. Nie mogę nic zrozumieć z tekstu, który mam przed sobą. Czuję, że robi mi się słabo.Chcę usiąść na łóżku, ale prawie przewracam sie na podłogę. (...) Nie mogę poruszać prawą dłonią. Truchleję.

- Kiedy miał pan udar?
- W grudniu 2003r

- Jak to się zaczęło?
- Zator w tętnicy... podobno były to szkolne objawy. Źle widziałem szczególnie kolory, czasami jak w negatywie. Wysyłano mnie do okulisty. Niepotrzebnie. Trzeba było zrobić badanie tętnic. Okazało się, że mam niedrożną tętnicę po lewej stronie. I to doprowadziło do udaru. Wiedziałem też, że w pierwszym roku udary sie powtarzają, więc pilnowałem badań. W drugiej tętnicy mam wstawiony tzw. stent, takie urządzenie, które rozszerza tętnice.

Weszli mi do tętnicy mikroskopowym przewodem, a ja obserwowałem na ekranie, jak ten przewód wędruje wzdłuż naczynia. Musiałem być świadomy w czasie tego zabiegu, żeby kręcić szyją, jak pan doktor każe.. W pewnym momencie poczułem się niedobrze i straciłem przytomność. Podano mi glukozę. Po tym zabiegu nastąpił regres. Dużą część pracy, jaką włożyłem po udarze w rehabilitację, diabli wzięli. Wprawdzie dosyć szybbko znów zacząłem dobrze artykułować poszczególne słowa, lecz nadal jak chcę coś powiedzieć, to na początku mam kłopot z zebraniem myśli. No, ale jak już zacznę, to dalej idzie „llleeepiej.

- Teraz już to wiem. Wiem jak dbać o siebie, pilnuję badań, biorę lekarstwa.
W szpitalu: pierwsza doba

- Dotknąć palcem lewej dłoni do nosa. Teraz prawej!
Człowiek w białym kitlu przygląda mi się badawczo.
- Jak pan się nazywa?
Próbuję coś powiedzieć... ale dźwięk, który dobywa się z moich ust, nawet nie przypomina żadnego znanego mi słowa.
- To co wychodziło z moich ust, w niczym nie przypominało słów. Nie mogłem nawet wytłumaczyć żonie, gdzie jest mój notes z telefonami, przecież czekali na mnie w teatrze... tyle umówionych występów w telewizji, na estradzie.
Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się nie przyjść utsorp op kat bez uprzedzenia do pracy.
- Kiedy zrozumiał Pan co się z Panem dzieje?
- Kiedy nie mogłem powiedzieć, jak się nazywam. Wiedziałem to, ale nie potrafiłem znaleźć odpowiedniego dźwięku, by siebie nazwać. Na szczęście potrafiłem powiedzieć "Ewunia" (to imię mojej żony) i wtedy usłyszałem od lekarza, że nie jest ze mną tak źle. Pomogło...
Wie Pani jaka była jedna z moich pierwszych myśli, gdy się przebudziłem? "Czy ja mam jeszcze poczucie humoru?" Na szczęście okazało się, że tego w wyniku udaru nie straciłem.

- Czy już w szpitalu miał Pan prowadzoną rehabilitację?
- Tak. Codzienne ćwiczenia na sali gimnastycznej, zajęcia z logopedą. Kiedy wychodziłem w lutym ze szpitala, pani doktor zapytała, jak się czuję, a ja powiedziałem, że na tyle dobrze, by szybko wrócić na scenę. Wtedy Pani doktor pozbawiła mnie nadziei na to, i byłem nawet na nią zły, ale teraz przyznaję jej rację.

Wreszcie mnie wypisują ze szpitala (…) Kątem oka widzę, jak przywożą na moje miejsce pacjenta z bezwładną połową twarzy. Jakbym zobaczył siebie sprzed dwóch miesięcy. Ale te dwa miesiące już minęły. Teraz czeka mnie tylko rehabilitacja, a potem znów wrócę na scenę!

- Wtedy po prostu myślałem, że to trochę tak, jak się np. łamie rękę czy nogę. Parę tygodni w gipsie i po kłopocie. Gips ściągną i człowiek znów zdrowy może wrócić do przerwanych zajęć.
W przypadku mojego zawodu to jednak nie było możliwe. Mam takie wyjaśnienie, gdybym był sprzedawcą jabłek, to mógłbym już wracać do swojego zawodu. A tak, musiałem znaleźć sobie inne zajęcie: np. reżyserowanie.
Mowa:

Od początku mogłem czytać. Rozpoznawałem litery. Tylko nie mogłem ich wymówić. Gdy chciałem przeczytać głośno tekst, nie wiedziałem, gdzie są dźwięki. Czytałem więc po cichutku.

- Jak często ćwiczył Pan z logopedą?
- Na początku bardzo ćwiczyłem, mąjąc nadzieję, że szybko będą efekty. Później doszedłem do ściany. Początkowo postępy były bardzo szybkie i to było największą motywacją do ćwiczeń. Można powiedzieć, że w pierwszym roku terapii miałem najlepsze efekty w powrocie mowy, a potem coraz mniej, a później skończyły się. Wtedy straciłem też ochotę na ćwiczenia.

- Ale mówi Pan bardzo dobrze.
- Ale nie na tyle dobrze bym mógł wrócić do zawodu aktora. A na tym zależało mi najbardziej w tamtym okresie.
...może to mój wiek? Mam 70 lat, a wciąż czuję się młodo.

- W jaki sposób wyglądała terapia mowy?
Terapeuta (...) położył przede mną współczesny "Elementarz" autorstwa Mariana Falskiego. Taki sam podręcznik, z którego uczyłem się w 1949r.

- I co Pan wtedy czuł? Nie denerwowało to Pana?
- Nie, bardziej mnie to dziwiło, że ten podręcznik nadal funkcjonuje. Zwłaszcza, że minęło pół wieku, świat się zupełnie zmienił, a w elementarzu tego nie ma. Tam nadal jest dużo tekstów, które opisują inną rzeczywistość, tę z lat 50. Od początku mogłem czytać po cichu. Łatwiej mi przypomnieć sobie słowa, gdy widzę je napisane, ale jak mam wywołać jakieś swoje myśli, to jest dużo trudniej. Musiałem opowiadać, co widzę na obrazkach, ilustracjach. I tak przypominały mi się słowa. Dużą rolę w tej terapii, oprócz logopedy odgrywały moje wnuki.

(...) wnuczek – Leon. Pokazywał mi słonia, ja mówiłem "słoń – ce", a on cieszył się, że dziadek pomylił Trąbalskiego ze słoneczkiem.

- Były takie obrazki, np. słoń, kominiarz, fryzjer. Trudno mi było wymówić te słowa, czy nawet przypomnieć sobie, jak się nazywa dany zawód czy przedmiot, ale powoli zaczęło to wracać. Właściwie musiałem uczyć się mówić od początku. Dużo mi pomogło to, że w szkole teatralnej miałem zajęcia z dykcji. Wiedziałem, gdzie te wszystkie dźwięki są, ale nadal troszkę seplenię, bo język tylko z lewej strony działa. Kiedy nie mogłem przypomnieć sobie słowa, bądź go wypowiedzieć, to szukałem innych sposobów przekazania myśli. Np. chciałem powiedzieć „Gdańsk” - to brałem mapę Polski i pokazywałem punkt – "tu". W ten sposób byłem rozumiany.

- Czy pojawiały się w Pana mowie wtręty językowe, nad którymi nie można było zapanować? Chciał Pan powiedzieć coś innego, a z ust wychodziło co innego?
- W szpitalu widziałem takie przypadki, że ktoś tylko mówił dupa, dupa dupa... Mnie też się to zdarzało, choć ja bardzo rzadko przeklinam. W moich dowcipach owszem, zdarzały się uzasadnione przekleństwa, podkreślające pointę. Ale w życiu jestem z tej starej szkoły, która mówiła, że w teatrze nie można przeklinać, bo inaczej to wejdzie w krew. Ale w tej chorobie nie panuje się nad tym.
Pisanie:

Lekarz w formie terapii zaleca mi pisanie. O czym? O czymkolwiek!
Niech pan pisze to, co pan pamięta! - przynudza terapeuta. - Może cos o szkole?
Łatwo powiedzieć.
- To najpierw pytanie techniczne – jest Pan praworęczny?
- Tak

- Miał Pan porażoną prawą stronę, więc nie łatwo było wziąć się do pisania? Od czego Pan zaczynał?
- Do tej pory mam słabsze czucie po prawej stronie. Miałem problem, by po dotyku rozpoznać co mam w kieszeni – może to klucz, a może chusteczka? Teraz jest dużo lepiej, choć najsłabsze czucie mam w kciuku prawej ręki.
A zaczynałem od rozćwiczenia ręki – oprócz ćwiczeń z rehabilitantem - pisałem szlaczki, jak dziecko, które dopiero uczy się pisać. Potem dostawałem jakiś temat i pisałem wyrazy, zdania, opowiadania. A następnie musiałem znaleźć błędy, które w tym swoim pisaniu popełniałem, nagminnie "zjadałem" litery.

- I tak napisał Pan książkę?
- Pewnego dnia odwiedził mnie kolega Marek Ławrynowicz i powiedział, że z tego mogłaby być książka. Zdziwiłem się, bo pisanie tych paru kartek, zajęło mi dwa miesiące! A co dopiero książka, chyba z 10 lat! Ale Marek szybko znalazł rozwiązanie.

(...) porozmawiał ze swoją żoną Kasią, studentką etnologii, która zapaliła się do pomysłu.Kiedy już wyszedłem ze szpitala, odwiedziła mnie z magnetofonem i ... zaczęło się...
Rok po wyjściu ze szpitala...

- Byłem wolniejszy i mniej sprawny ruchowo.

Postępy, jakie robiłem w nauce mówienia, początkowo bardzo szybkie, też z biegiem czasu zaczęły tracić tempo. Ale mimo że jeszcze płynnie nie mówiłem, to zacząłem już nagrywać w radiu, wystąpiłem nawet w TV. Wracałem do zawodu!!

- Jak Pan ocenia dostępność do terapii?
- W szpitalu jest opieka rehabilitanta, logopedy. Problem zaczyna się w domu. Po udarze nie mogłem pracować, więc też nie zarabiałem, a terapia, by była skuteczna i efektywna, musi być intensywna (oczywiście chodzi o ilość spotkań w tygodniu), a to kosztuje, bo za taką częstotliwość zajęć trzeba zapłacić nie mało...Mało kogo stać na to, aby zapewnić sobie terapię prywatnie. A terapia musi być prowadzona...
Wsparcie:

Jeszcze w szpitalu, dzięki córce Joli, studentce psychologii, udało mi się ominąć mielizny czające się gdzieś po ciemnej stronie mojej natury. Jola nie pozwoliła mi zasklepić się w poczuciu niemocy.
- Czyje wsparcie było dla Pana najważniejsze? Lekarza, specjalisty, rodziny, przyjaciół?
- Rodziny - żony, dzieci. Od nich wsparcie miałem bardzo duże. Wnuki moje - mam ich 6, też przychodzili bardzo często i wspierali mnie swoją obecnością. Rodzina jest największym wsparciem.

- Często najbliżsi wyręczają w czynnościach, zamiast motywować do podjęcia wysiłku? Jak to wyglądało u Pana?
- Rzeczywiście początkowo żona starała się mnie wyręczać we wszystkich czynnościach. Ale w pewnym momencie zobaczyła, że ja się fizycznie odbudowałem, i jestem w stanie sam wiele zrobić. I zaczęła wspomagać, a nie wyręczać. Przez co pewnie sama poczuła ulgę. Teraz już sam prowadzę samochód. Gdy wyjeżdżamy razem na jakąś imprezę, to w pierwszą stronę prowadzi żona. Na przyjęciu może się ona spokojnie napić, bo w drodze powrotnej ja robię za kierowcę. Zupełnie odwrotnie niż kiedyś. Ech… to były czasy!!!
Rodzina, najbliżsi powinni wzbudzać w człowieku po udarze wewnętrzną potrzebę walki o siebie, przekonania, że trzeba próbować, że warto, że się uda. Dużą rolę w moim powrocie do zdrowia, odegrali też przyjaciele. Wspominam o ich roli w mojej książce.
Praca:

- Co było dla Pana najtrudniejsze?
- Przed udarem byłem bardzo czynny zawodowo, za bardzo może. Dlatego trudno było mi się pogodzić z myślą, że na scenę już nie wrócę. Byłem znany z szybkiego słownego humoru – a tu nawet nie mogłem przypomnieć sobie imienia moich córek. Miałem depresję, brałem nawet jakieś leki, by mi przeszło.
Na szczęście moi przyjaciele z radia, zaangażowali mnie na powrót do nagrywania audycji. Wykazali się dużą cierpliwością i spokojem, gdy często nagrania się przeciągały z powodu mojej niedyspozycji.
Później dostałem propozycję reżyserii. I do dziś reżyseruję – w teatrze w Szczecinie, Białymstoku.
Pracuję twórczo, mam kontakt z kolegami aktorami... Czasem podczas premiery, gdy wychodzę wraz z aktorami na scenę, wraca mi to uczucie bezpośredniego kontaktu z widzem i wtedy ogarnia mnie tęskność za czasami, przed udarem. Ale cieszę się, że mogę realizować swoje pragnienia zawodowe poprzez pisanie i reżyserowanie. I to jest najważniejsze. Czuję się pełnowartościowym człowiekiem, mimo afazji.
Przyszłość:

- Co mógłby Pan doradzić w sprawie profilaktyki?
- Zacząłbym od tego, żeby ludzie którzy nie mieli udaru dowiedzieli się, że to jest bardzo częsty przypadek. Żeby zainteresowali się tematem - co robić, aby do niego nie dopuścić. I jak działać, wtedy gdy się to przydarzy. Liczy się CZAS – szybkość i dostępność do tomografu, dzięki któremu można okreslić czy to udar czy wylew. By lekarze mogli zastosować odpowiednie leczenie.
Po 60-ce trzeba badać swoje przepływy krwi, ciśnienie i nie lekceważyć żadnych niepokojących objawów.

- A tym, którzy mieli udar?
- Nie bać się zaczynać od nowa – próbować debiutować w nowych rolach.

(…) Choroba zawłaszczyła mnie bez reszty. Okazało się, że nie mam nad nią żadnej kontroli. Stała się dla mnie niewyczerpanym źródłem „niespodzianek”, dawniej tak przeze mnie lubianych.
Ale to nic, zaczynam wchodzić w rolę debiutanta.(...) Wciąż zaczynam. Jakbym się rodził!
Zakończenie:

Nawet wspomnienie udaru stało się ledwie odczuwalną blizną. Wierzę, że przyjdzie dzień, kiedy znów zadebiutuję i spektakl potoczy się słowo za słowem. Bo choć teraz nie mogę jeszcze mówić tak, jak bym chciał, wiem, że wstanę! Wstanę i powiem to, co teraz piszę długimi zdaniami, od cienia do światła, od końca do końca (owies), z kropką nad każdym świtem i z przecinkiem po każdym marzeniu. Lekarz zatrzymuje się w drzwiach.

- No! Nie jest z panem jeszcze tak źle! No co? Spróbujemy jeszcze raz?
Autor: Urszula Ratajczak
Rozmowa z Andrzejem Zaorskim, marzec 2012r.
W tekście wykorzystano fragmenty książki Andrzeja Zaorskiego "Ręka, noga, mózg na ścianie".
Źródło: dobraterapia.info
Zdjęcia: z artykułu źródłowego
Wpis: Polski Psychiatra w Manchesterze - dr Andrzej Różycki

No comments:

Post a Comment